Kolejny (k)rok przed nami

#klucz1 Na dobry początek roku szkolnego

Końcówka sierpnia. Chyba zbliża się kolejny rok szkolny? U mnie poczucie spokoju i dużej ufności na to, co się wydarzy. Ale dwa lata temu byłam w nieco odmiennym nastroju. (Nawet wpadłam na pomysł prowadzenia bloga – skonsumowanego przez wirusa… – o  swoich przeżyciach i przemyśleniach matki dzieci w ED). Czułam niepokój i obawę przed edukacją domową w składzie: licealistka w wydaniu pierwszym, premierowa realizacja programu siódmej klasy oraz klasa 5 – tu dla odmiany działanie w temacie po raz trzeci… Daliśmy radę! Zarówno rodzice, jak i nasza młodzież.

Dziś, a w sumie za parę wrześniowych dni (skoro początek września, to może uda się gdzieś wyjechać?), zaczynamy 14 semestr w edukacji domowej. Za nami 6,5 roku w ED… Dwoje licealistów, siódmoklasistka oraz zerówkowicz na pokładzie. W mojej głowie mnóstwo pomysłów, a w sercu wiele chęci do działania, choć głównie z myślą o najmłodszej pociesze. Starsi mają już przepracowane, sprawdzone sposoby na naukę i rozplanowanie materiału oraz swoją taktykę zdawania egzaminów. Wsparcia może potrzebować siódmoklasistka, z nowym układem przedmiotów (tak w ogóle to nieprzeciętnie wypchanych po brzegi). Młodszemu licealiście możliwe, że ruszę z pomocą, aby odczarować naukę języka polskiego oraz zgłębiania filozofii.

Ciekawe dla mnie doświadczenie, gdy w połowie sierpnia (po równo 3-miesięcznych wakacjach) licealistka ogłasza, że stęskniła się za matematyką oraz dopytuje o zakupy podręcznikowe. W tym czasie siódmoklasistka (4 miesiące wakacji!) analizuje podręcznik z fizyki oraz zachwyca się, że w atlasie geograficznym uwzględniono Brexit. Tylko pierwszoklasista–licealista nie wychyla się edukacyjnie i ze spokojem korzysta z wakacji, aż do zmiany kartki w kalendarzu. Zerówkowicz cieszy się ze spadkowych notesów, które dziedziczy przy okazji porządków w półkach – tak, tak: półkach szkolnych.

Gdy za nami konkretny kawałek czasu życia w trybie ED, nie ma obaw ani stresu w tematach, które spędzają sen z powiek na starcie:
– jak podzielić materiał na przestrzeni roku szkolnego (przetestowane uczenie blokowe przedmiotami)
– jak pracować w rytmie tygodniowym (świetna nauka organizacji czasu, samodzielności oraz własnej odpowiedzialności)
– jak sobie poradzić z podstawą programową (to tylko ramy, często treść nie jest u nas celem, ale pretekstem do stworzenia czegoś twórczego i kreatywnego)
– jak zdawać egzaminy, i te w murach szkolnych, i w wersji online (to przecież rodzaj spotkania i rozmowy, a ile można się nauczyć podczas egzaminu….)
– jak zdawać egzaminy typu „ósmoklasisty” (doświadczenie wynudzenia się na egzaminie z matematyki i angielskiego, zakończone bardzo wysokimi notami)
– jakie będą oceny (wszystkie się pojawiają i życie toczy się dalej, wręcz dobrze, że są różne, bo pokazują, w czym ktoś jest dobry, a co nie leży w zainteresowaniach dziecka)
– jakie pozaszkolne zainteresowania rozwijać (są tematy wyklarowane od lat, a i pojawiają się nowe)
– jak zadbać o kontakty z rówieśnikami (świetnie, że funkcjonują grupy licealistów LED oraz lokalne społeczności)
– jak się uczyć (przede wszystkim dla siebie oraz z głową, czyli z zasadą „zostaw ślad” z danego zakresu materiału).

Mam już motywy przewodnie na ten rok. Pierwszy temat dotyczy efektywnego wykorzystania czasu (ze szczególnym uwzględnieniem pewnego „czasopożeracza” z ekranem), drugi – pracy nad swoimi mocnymi stronami, niekoniecznie tymi edukacyjnymi (wg idiomu „put your best foot forward”). Kolejny rok rodzinnej przygody przed nami. Wkrótce wyruszamy!

0

Dodaj komentarz